sobota, 31 grudnia 2016

LA ROSHE- POSAY Hydrophase- krem intensywnie nawilżający


La Roshe Hydrophase Intense Legere- krem intensywnie nawilżający o długotrwałym działaniu

La Roche-Posay HYDRAPHASE INTENSE RICHE KREM INTENSYWNIE NAWILŻAJĄCY O DŁUGOTRWAŁYM DZIAŁANIU KONSYSTENCJA BOGATA zdjęcie 

La Roshe jak La Roshe znane jest ze swej dobrej jakości, klasy, efektywności i ceny... Także i ten krem poparł tą zasadę i kosztował aż 80 złotych monet za 50ml. Trochę dużo prawda? Ale zaraz dowiemy się czy warte to było swojej ceny.
Kosmetyk ten kupiłam w aptece u mnie w mieście. Warto pamiętać, że produkty La Rosha są dostępne tylko w wybranych sklepach/ aptekach. Na internecie często ceny są podobne, ale jak jest możliwość oszczędzenia paru groszy, to zawsze warto. Jednak przyznam się szczerzę, że jeszcze nigdy nie kupowałam kosmetyków tej marki przez neta. :P

Pierwsze wrażenia

Do wrażeń można zaliczyć reakcje na: cenę, jakość, pudełko, obietnice, a rzeczywistość i inne. Co do ceny już wiecie- piecze w portfelu nieziemsko, jednak czy warto? Jak dla mnie jest to faktycznie dobry pod względem jakości kosmetyk. Jest on na prawdę wyjątkowo lekki, delikatny i szybko się wchłania. Jeżeli miałabym uściślić konsystencje, powiedziałabym że jest ciut gęstszy od lotionu np. z It's Skin.
Opakowanie jest typowe dla firmy La Rosha, czyli niebieskie z białymi elementami na którym znajduje się mnóstwo opisu. Krem jest leciutki, łatwo go przemieścić i wszędzie się zmieści.

I co dalej?

Stosuję obecnie krem La Rosha pod Lotion z It's Skin z witaminą C. Jest on lekki i przyjemny i nie czuje się go na skórze, co ogółem bardzo lubię w kosmetykach. Buzia się po nim raczej nie świeci jeżeli się go dobrze wklepie w skórę i daje lekki efekt nawilżenia. Jest on faktycznie widoczny, ale nie diametralnie.

Obietnice, a rzeczywistość

Pozwolę zaczerpnąć sobie opis kosmetyku ze strony La Rosha:
 "Hydraphase Intense Riche od La Roche-Posay gwarantuje głębokie i intensywne nawilżenie skóry, która jest odwodniona, sucha i szorstka. Krem intensywnie nawilżający o długotrwałym działaniu nadaje cerze miękkość, elastyczność i komfort, który utrzymuje się nawet do 48h. Innowacyjna formuła kremu, bazująca na technologi połączeń komórkowych, zapewnia spójność naskórka, chroni skórę przed ponowną utratą wody, a także dodaje blasku."

Jak to wygląda u mnie? Powiem wprost- niestety nie wszystko się sprawdziło! Ach jak rzadko trafiam na takie kosmetyki gdzie wszystko się zgadza :<
1. Efekt nawilżenia utrzymuję się przez 48h- u mnie nie ma o tym mowy. Pod koniec dnia czuje suchą skórę. Oczywiście mówimy o sytuacji gdzie mam Lotion It's Skin i na to La Roshe bez jakichkolwiek innych kremów nawilżających. Bez wspomagania innym kremem niestety efekt wynosi niecały jeden dzień. Z innym kremem zaś cały dzień.
2. Krem dodaje blasku- tu bywa różnie, tak jak wspomniałam wcześniej- jak dobrze wklepiemy w skórę jest bez efektu blasku, jednak gdy go zostawimy samemu sobie, wyglądamy jak bożonarodzeniowa choinka.
Trochę zaskakuje mnie jednak fakt, że jest to krem przeznaczony do cery suchej, a ja mam cerę mieszaną. Myślę, że właśnie na moją cerę krem powinien działać lepiej jeżeli chodzi o nawilżenie, a tu nic bardziej mylnego! To jak to wygląda u osób ze suchą skórą? Macie jakieś doświadczenia?

Podsumowanie

Jak ktoś kupuje ten krem z celem lekkiego, skromnego nawilżenia- jak najbardziej! Nadaję się wręcz idealnie. Jednak gdy ktoś liczy na faktycznie wysokiej jakości nawilżenie, tak jak obiecuje producent, to niestety nie jest to krem dobry polecenia. Przede wszystkim według mnie główną rolę w tym wszystkim gra cena. Jest ona stanowczo za wysoka, biorąc pod uwagę fakt, iż większość kremów
jakie znajdziemy w aptece, drogeriach, sklepach są właśnie nawilżające! Także czy warto jest wydać aż 80zł za krem który nie spełnia oczekiwań. Także pod tym względem mają u mnie duży minus.
Już aby tak nie smęcić, powiem o jakimś jeszcze plusie, a mianowicie fakcie, iż ten krem na pewno spodoba się fanom delikatnych kremów o lekkiej, wręcz niewyczuwalnej na skórze konsystencji. jest to zdecydowanie najbardziej urzekające w tym kremie.
Warto też wspomnieć o wydajności, krem używam już około 4 miesiące i zużyłam około połowę. Produkt więc jest wydajny, co też jest jego znaczącym plusem. Nie trzeba dużo kosmetyku aby rozprowadzić go równomiernie na całej skórze.

Ocena

1. Cena: 80 zł- koszmar jak ich mało
2. Jakość- przeciętna, nawilża jednak nie ma działania w takim stopniu jakiego się spodziewałam po opisie
3. Wydajność- duża. Około połowa kosmetyku na mniej więcej 4 miesiące.
4. Opakowanie- typowe dla La Rosha, nie jest brzydkie jednak szału też nie ma
5. Dostępność- duża, w wielu drogeriach i aptekach można znaleźć te kosmetyki
6. Konsystencja- przyjemna, lekka, prawie nie odczuwalna na skórze
7/10

piątek, 16 grudnia 2016

TK MAXXX w Gdańsku

Dzisiejsze zakupu w TK Maxxx'ie

Pierwsze spotkanie

Przyznam się szczerzę, że pierwszy raz byłam w tym mającym dosłownie wszystko sklepie. Jak postawiłam swój pierwszy krok mijając ruchome drzwi, byłam na prawdę zauroczona. Piękne cukierki, ubrania, kosmetyki, wszystko wydawało się takie magiczne. Dopóki.. no właśnie..

Co dalej?

Zaczęłam podchodzić po kolei do poszczególnych półek i o ile z daleka wydaję się, że wszystko ma swój porządek i miejsce takie, a nie inne danego kosmetyku jest zamierzone, to gdy przyjrzałam się bliżej, odczułam nie małe rozczarowanie. Wszystko było pomieszane! Nic nie miało ładu i składu, ponieważ kremy leżały z maskami, odżywkami czasami lub w ogóle jeden krem CC znalazłam na dziale ze słodyczami -.- Także po chwili domyśliłam się, że burdel mają okropny, a moim zadaniem prawdziwego komandosa jest znaleźć tam coś interesującego. I znalazłam! Ale o tym zaraz :)
Na początku przyjrzałam się kosmetyką różnej maści. Chwilę spoglądałam na maski, odżywki i szampony do włosów, a nieco dłużej na kosmetyki do twarzy. Znalazłam tam parę ciekawych mark, które mnie zainteresowały, takie jak: Tony Moly, Holika Holika, W.Lab , The Face Shop. Także po zauważeniu tych produktów na półkach byłam uradowana! Ale ile się musiałam nagrzebać to głowa mała.. 
Najbardziej mnie zasmucił jeden widok... Zawsze chciałam posiąść krem Tony Moly z pandą (ten wybielający) i był on! Za 50zł! Ale.. gdy go dotknęłam i otworzyłam okazało się, że ktoś przede mną był na tyle ciekawy że zużył połowę opakowania, a sama panda, biednie się od ów kremu kleiła.. 
Ostatecznie spędzając trochę czasu w tym sklepie kupiłam 4 kosmetyki i herbatkę cynamonową w pięknym świątecznym opakowaniu!
Także czas pokazać swoje łowy!

Produkt numer 1!

Jest to genialny błyszczyk Tony Moly, który można równie dobrze nałożyć na policzki, co nadaje uroczego wyglądu i na powieki- dając lekki pomarańczowawy kolor.
Uważam, że błyszczyki koreańskie są jednymi z najlepszych kosmetyków do ust, choćby ze względu na wielofunkcyjność. Nakładając je na usta, nie czujemy by się kleiły przez co można bez obaw je stosować także na innych, wcześniej wymienionych miejscach.
Błyszczyk kosztował 25zl

Produkt numer 2 !

Kolejnym produktem jest również błyszczyk/ szminka i nawet z tej samej firmy! Opakowanie jest na prawdę oryginalne, ponieważ nie jest to zwykły nudny prostokąt który ma nazwę marki na sobie i gdzieniegdzie się świeci, za to jest to piękne okrągłe opakowanie, które z przodu ma narysowaną w prosty sposób twarz zawstydzonego królika.
Szminka jak widać ma kolor żółty, jednak na ustach wygląda ona zupełnie inaczej. O tym, jak i  o innych dzisiejszych zakupach opowiem w następnych postaw w szczegółowej recenzji.
Produkt kosztował 20zł

Produkt numer 3!

Jest nim maska Jeju Volcanic Lava na nasze ukochane rozszerzone pory. Maska prezentuje się w miarę ciekawie sądząc po opiniach, więc gdy zauważyłam ja na półkach sklepu pomyślałam, że wezmę ją na spróbowanie.
Zapach niestety nie jest zbyt przyjemny, ale jeżeli ma przynieść jakikolwiek efekt, to warto skorzystać.
Maska kosztowała 59zł

Produkt numer 4 !

Czas na perełkę dzisiejszego wieczoru! Oto Dodo Cat z Holiki Holiki! Rzecz upragniona i wiele oczekiwana. Byłam pod wielkim wrażeniem, gdy znalazłam go w sklepie. Nie mówiąc o tym, że był na dziale z lakierami do paznokci... Seria Dodo Cat nie dość że jest bardzo znana, to jest też bardzo droga... No 129zł za 15 gr. produktu! Toż to skandal! A najciekawsze jest to, że kupiłam go za uwaga, uwaga... ZA 79zł! Także jak porównałam sobie ceny w sklepach internetowych to nawet nie wahając się, wylądował w moim koszyczku. Biorąc pod uwagę tak niską cenę, byłam przekonana, iż produkt jest zużyty lub uszkodzony. Także otworzyłam go delikatnie i okazało się, że jest on w stanie nienaruszonym. Tylko ma małe zabrudzenie na opakowaniu co widać na zdjęciu


Podsumowując

Jak wspomniałam wcześniej, mam zamiar dokładnie opisać te produkty: jak się prezentują, jak ma się obietnica producenta do rzeczywistości i inne. Możliwe że recenzja tych lub jakiegoś innego produktu pojawi się jeszcze w tym tygodniu :)

Ogółem trudno mi ocenić TK MAXXX sam w sobie, gdyż pomimo iż ceny mają oni na prawdę niskie, to wszystko to jest porozwalane, porozrzucane i często uszkodzone lub tak jak w przypadku mojego upragnionego kremu Tony Moly z Pandą- jest już częściowo zużyty.
Była jednak jedna rzecz która mnie zaskoczyła, a mianowicie- nie ma tam prawie kamer! Musielibyście wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy podeszłam do kasy aby zapłacić za swoje produkty i ekspedientka zapytała tylko, czy wszystkie produkty są całe i nawet nie sprawdziła ich zawartości. tak naprawdę każdy mógł do tych łatwo otwierających się opakowań dać inny, często droższy produkt. Pod tym względem mają u mnie dużego minusa. Według mnie powinni dbać o zabezpieczenie kosmetyku, a nie że gdy chciałam wziąć choćby Dodo Cat to byłam zmuszona otworzyć go, gdyż widząc stan kremu z Panda Tony Moly, bałam się, iż i ten produkt jest w podobny stanie. Także było to dla mnie niemałym zaskoczeniem, przyznam szczerze..
Plus jednak jest ten, że można tam znaleźć dosłownie wszystko! i ozdoby świąteczne i ubrania, i rzeczy sportowe, kosmetyki, gry, przeróżne słodycze. Różnorodność produktów była bardzo zachęcająca, gdyż w jednym pomieszczeniu spotykamy produkty, które może podzielić na co najmniej pięć różnych sklepów!

Ogółem z zakupów jestem zadowolona. Także życzę i Wam udanych łowów :)
Mam tylko nadzieję, że i w Waszych miastach znajduje się TK MAXXX i że jest tam mniejszy bałagan niż u mnie w Gdańsku XD
Jeżeli znaleźliście jakieś ciekawe produkty w tym lub innym sklepie (ale nie internetowym) to napiszcie co kupiliście i co sądzicie o tym sklepie pod kątem dostępności, ceny itp. Zawsze możemy wszyscy dowiedzieć się czegoś przydatnego i kupić produkty za niższą cenę tak jak w tym przypadku.
PS. Kosmetyki te są oryginalne jak i znajdują się w oryginalnym opakowaniu, także nie trzeba się martwić o jakieś oszustwo :) Tylko radzę Wam sprawdzić wcześniej zawartość produktu- czy zgadza się nie tylko sam w sobie, ale czy ilość jest taka jaka na opakowaniu. A nie że ktoś mój ukochany krem z Pandą wylał :<

Do zobaczenia!






czwartek, 8 grudnia 2016

Krem BB holika holika !



Sweet Cotton Holiki Holiki 

Kupiony na: stronie internetowej Azjatycki Zakątek
Cena: 60 zł
Kolor: #01 Soft Beige
Pojemność: 30 ml.

Pierwsze spotkanie

Gdy kupiłam ten przesłodki krem BB, jako pierwsze, zwróciłam uwagę na piękne opakowanie, rzekłabym typowe dla Holiki. Jest Ono różowo białe, ma delikatne i łagodne kontury, a w dotyku jest lekko matowe. Ogólnie  mówiąc przeurocze :)

Nałożyłam go na buzię po uprzednim użyciu kremu nawilżającego ( krem z Plancety firmy Mizon) i szczerze mówiąc nie byłam aż tak bardzo zaskoczona. Ale o moim pierwszym wrażeniu opowiem za chwilę. Najpierw zobaczmy wspólnie, co obiecuje nam producent!

Jak producent widzi ten produkt?

Przede wszystkim- krem BB ma być matowy, i idealnie pokrywać cerę, kryjąc wszelkie niedoskonałości skóry. Krem ma konsystencje gładką i delikatną, przy tym kontroluje wydzielanie sebum i nie zatyka porów.
Produkt dodatkowa zawiera filtr przeciwsłoneczny SPF30PA+++
Główne składniki produktu, które mają najważniejsze znaczenie w kremie :
- cukier: matuje, nawilża, wygładza skórę
- wyciąg z bawełny:  kontroluje wydzielanie sebum, skóra staje się delikatna i miękka
- wyciąg z rośliny Lotus: napina i wygładza skórę
- ekstrakt z owoców Noni: pomaga w zwalczaniu niedoskonałości skóry

Jak to się ma do rzeczywistości?

Na pewno przyznaję, że skórę mam po tym przyjemnie miękką i delikatną. Daje faktycznie delikatny efekt matu, jednakże gdy na przykład: spieszyłam się na tramwaj i musiałam kawałek podbiec, efekt matu nie utrzymał się i nie wspomógł w kontroli sebum. Także tutaj no niestety nie sprawdza się aż tak dobrze.
Krem nie podkreśla suchych skórek i nie uwydatnia wyprysków na twarzy, jednak muszę przyznać, że nie ma jakiegoś zniewalającego krycia. Jeżeli są plamy po niedoskonałościach, Soft Cotton nie zakryje ich tak jakbyśmy się spodziewali tego, biorąc pod uwagę słowa producenta.
Nie zauważyłam też by pomógł mi w jakikolwiek sposób ze zwalczeniem niedoskonałości. Raczej jest do nich obojętny. Mówiąc zaś o napinaniu skóry, też nie zauważyłam efektów. Także nic dodać nic ując- krem ogólnie dobrze się sprawdza, ale nie spełnia wszystkich obietnic producenta.

Czy kupiłabym go po raz kolejny i poleciła go swoim znajomym?

Szczerze mówiąc, to trudne pytanie. Ponieważ ten krem BB jest wyjątkowy lekki, delikatny, prawie go nie czuć na skórze i dobrze stapia się z moim naturalnym odcieniem skóry, jednak cena jest zdecydowanie zniechęcająca. Są tez inne podkłady, równie znane i polecane, które można mieć w swoim posiadaniu za o wiele mniejsze pieniądze! 60zł to zdecydowanie wygórowana cena, biorąc pod uwagę, że kupiłam go głównie patrząc na efekt matu, kontrolowanie sebum i krycie niedoskonałości. Sprawdziło się tylko to pierwsze, ponieważ dalsze elementy spełniają swoją rolę tylko częściowo.
 Także raczej nie kupiłabym go ponownie, jednak jeżeli miałabym wybrać osobę dla której byłby ten krem dobry, to na pewno, byłaby to osoba która ma cerę suchą ( nie podkreśla skórek i nawilża), nie ma widocznych niespodzianek na twarzy (ponieważ źle kryje), nie lubi dużo makijażu na twarzy ( krem BB  Holiki jest bardzo wydajny- mało produktu nałożonego na twarz potrzeba aby równomiernie produkt został rozłożony na twarzy), nie lubi czuć obecności podkładu na skórze, jest lekki i prawie go nie czuć)
Nie polecałabym go zaś osobom których buzia nadmiernie się przetłuszcza, mają liczne wypryski i przebarwienia na twarzy, lubią czuć obecność makijażu i lubią go znacznie podkreślać.  

Podsumowanie

Krem Soft Cotton Holiki holiki nie jest zły, ale mógłby by lepszy. Najważniejsze dla mnie elementy w produkcie nie zrealizowały się na mojej twarzy. Co sprawiło mi wielki zawód. Cena jest jak dla mnie za bardzo wygórowana. Jednak to piękne opakowanie i sam fakt, że krem ma delikatny i cukrowy zapach jest tak zachęcające! Ale nie dajmy się chwytowi marketingu!  To że producent coś napisze lub obieca, wcale nie oznacza że się spełni na naszej twarzy, lub że w ogóle się spełni. Piszę to z mojej perspektywy. Możliwe, że jest dużo osób które uznają, że krem sprostał ich oczekiwaniom i że jest idealny! Ja zdecydowanie widzę w nim wady, które z resztą opisałam wcześniej.
Nie kupie produktu drugi raz, gdyż wolałabym porównać go z innym kremami BB nie koniecznie tej samej firmy.
Polecałabym go zdecydowanie nie wszystkim osobom, tylko tym które spełniają odpowiednie kryteria podane powyżej. Na tych osobach wydaje mi się, że krem najlepiej by się sprawdził i dla niej ten produkt byłby idealny i dobrze dopasowany.

Ocena

1. Cena: 60 zł- zdecydowanie za duża!
2. Opakowanie- przepiękne i urocze!
3. Wydajność- wysoka
4. Zapach: delikatny, cukrowy
5. Konsystencja: lekka, średniej gęstości
6. Efekt krycia: u mnie średni
7. Obietnice, a rzeczywistość: tylko częściowo spełnione. Nie jest spełniona obietnica: ograniczenia wydzielania sebum, dobrego krycia, napinanie skóry i walka z niedoskonałościami
8. Dostępność: bardzo dobra
9. Czy kupiłabym ponownie: nie, wolę spróbować coś innego
10. Czy polecam?: Tylko komuś kto ma: suchą skórę, nie ma wyprysków, lubi delikatny makijaż
Podsumowanie: 8.5/10

środa, 9 listopada 2016

Beauty Lenses Princess Night - Violet- recenzja



Fioletowe soczewki? Pf! Teraz to nic nowego!

Witajcie po długiej przerwie! Dziś pomyślałam o recenzji czegoś innego niż kosmetyki. Padło na soczewki!

Produkt jest zakupiony ze strony Azjatycki Zakątek za 79zł.

Podstawowe dane produktu zaczerpnięte ze strony

Producent: Dueba Contact Lens
Krzywizna: 8.6 mm
Średnica: 14.5 mm
Tryb noszenia: 12 miesiące/dzienny
Materiał: Soft hydrogel
Uwodnienie: 38%
Ilość soczewek w opakowaniu: 2 sztuki

Dlaczego właśnie one?

Ponieważ chciałam nie tylko zmienić kolor moich oczu, ale i ich ogólny wygląd. Te soczewki sprawiają że soczewka wydaje się być większa, przez co daje efekt dużych, uroczych i słodkich lolicich oczu które mi się nieziemsko wręcz podobają!
Dodatkowo powodem dla którego je wybrałam była przyjazna dla portfela cena i fakt, że można je nosić rok! 
Więc gdy zobaczyłam, że na Azjatyckim Zakątku można kupić różnego rodzaju soczewki, te ze względu na wymienione wcześniej  plusy, postanowiłam je zakupić. 
Paczka przyszła w ciągu 3 dni, także nie naczekałam się na nie nawet zbyt długo :)

 Jak pierwsze wrażenie?

Jak pierwszy raz założyłam soczewki, to przyznam szczerze że zajęło mi to 15 minut. Z czasem jednak skracały się moje męki do kilkunastu sekund.
Pierwsza rzecz jaka mnie poważnie zmartwiła, to to, że gdy otworzyłam pudełeczko z produktem zauważyłam, że jedna soczewka jest ewidentnie przyklejona do jednej ze ścianek opakowania! Przestraszyłam się,  że wpłynie to negatywnie na samopoczucie, gdy założę soczewkę na oko. Aby mieć pewność, że to nic z moim okiem się nie dzieje, postanowiłam że zawsze tą samą soczewkę będę nakładać na lewe oko. I różnica jest duża... Lewe oko zaczyna mnie lekko szczypać i muszę przez nie częściej mrugać. Czuję że coś mnie lekko w tym oku uwiera. Patrzyłam, czy nie ma zadrapań, zarysować, czy soczewka jest odpowiednio wypukła, i niby wszystko ok, ale uczucie jednak o czymś świadczy.
Na początku noszenia soczewek było wszystko w idealnym stanie. Mogłam je nosić dość długo, jednak czas nie przekraczał 8 godzin w ciągu jednego dnia.
Nosiłam je co dwa, może trzy dni, tak aby nadmiernie tych oczu nie męczyć. Jak raz chciałam nosić dzień po dniu, czułam nadmierne szczypanie w oczach i oczy były lekko zaczerwienione

Jakie było odczucie po noszeniu ich już od miesiąca?

Po tym czasie noszenia co dwa/trzy dni zauważyłam, że moja tolerancja na soczewki była mniejsza. Stawałam się senna niemalże od godziny po założeniu nich. Nie dlatego bo byłam niewyspana, ale dlatego, że uczucie lekkie szczypania i swędzenia powodowało, że chciało mi się spać. Zaś gdy na jakimś wielce interesującym wykładzie zamknęłam na chwile oko, zaczęło mi ono intensywnie łzawić.

Co może być nie tak?

Zastanawiałam się nad tym nie raz. Higienę soczewek mam dobra. Zawsze soczewkę dezynfekuje, po czym wylewam płyn konserwujący z pudełeczka i wlewam nowy. Oczywiście pamiętajmy też o tym by nasze ręce były czyste i bez paproszków!
Także higiena pierwsza klasa, a cały czas to uczucie mrowienia jest. Skąd to się bierze? Nie wiem. Jeżeli Wy może podejrzewacie co może być przyczyną takiej reakcji oka, to proszę o jakąś pomoc lub radę :) Każda informacja się przyda.

 A teraz... Jak to wygląda?


 Na jednym oku jak widać mam soczewkę, na drugiej zaś nie mam. Można więc porównać krycie soczewki- czyli to jak maskuje naszą naturalną barwę tęczówki. Widać że mam jasne oczy, także na pewno lepiej się ta soczewka prezentuje. Gdzieś na internecie przeczytałam, że na ciemnych oczach efekt krycia jest o wiele słabszy, także jeżeli decydowałybyście się na kupno tych soczewek, zwróćcie uwagę na to jaki jest wasz naturalny kolor oczu i wyobraźcie sobie czy nie będzie ten fioletowy odcień się gryzł. Nie wyglądałoby to estetycznie ;//


 

 

 

 

Komu polecam?

Osobom na pewno co nie mają mocno wrażliwych oczu i nie mają tendencji to przesuszania się spojówek. Mimo dobrej pielęgnacji, moje oczy sa często przesuszone. Przez co stosuje je ostatnio coraz rzadziej. Oczywiście to tyczy się reakcji moich oczu- u kogoś innego noszenie tych bądź innych soczewek nie wymaga żadnej krytyki! Także tez warto o tym pamiętać, aby przy zakupie czegoś co będziemy stosować przez bardzo długi czas, poczytać recenzje produktu nie tylko jednej osoby, ale wielu aby móc porównać i w miarę możliwości utożsami się z tymi osobami. np:" mam ciemne oczy, na jasnych wygląda to w ten sposób... musze brać pod uwagę że na mnie będzie wyglądać to inaczej!"  lub " z tego co zauważyłam nie mam tendencji do przesuszania się spojówek także nie powinnam mieć problemu z noszeniem ich" itp itp..

Na koniec...

Ogółem soczewki AŻ tak źle się nie noszą, jednak pozostawiają wiele do życzenia..
No ale cóż, warto to wszystko podsumować!!

Podsumowanie:

1. Czas jaki nosze: ciut ponad miesiąc
2. Efekt: oczy przy jasnym oświetleniu są fioletowe, jednak gdy pomieszczenie jest przyciemnione, oczy wydają się po prostu ciemne, jednak efekt wielkich oczu utrzymuje się niezależnie od miejsca w którym się znajduję
3. Cena: jak najbardziej korzystna
4. Osobiste odczucia noszenia: hmm..różne. Czasem odczuwam szczypanie i swędzenia, czasem zaś nie. Adaptacja oka do soczewki raczej jest indywidualna, także trzeba to brać pod uwagę
5. Częstotliwość korzystania: co dwa/ trzy dni, czasem rzadziej, przez około 8 godzin
6. Dostępność: Średnia. Na niewielu polskich stronach widziałam te soczewki, nie wiem jak z zagranicznymi stronami
7. Czy kupiłabym ponownie: Raczej nie, ze względu na fakt, że i tak można je nosić przez cały rok, więc warto po tym czasie coś zmienić. Jest zbyt dużo opcji by trwać ciągle przy tym samym :)
8. Zastrzeżenia: przy przesuszaniu się oczu i nadwrażliwości oka
9. Zalecenia: dla osób które nie boją się spróbować czegoś niestandardowego i innego
10. Czy polecam: tak, chyba że u kogoś występują dolegliwości z punktu 8

Czy też jesteście fanami kolorowych soczewek? Jakie sa wasze doswiadczenia? Zapraszam do dyskusjii!!!! :D

piątek, 28 października 2016

Etude House wkracza do akcji! Ratujemy nasze włosy!

Regeneracja włosów z Silk Scraft

Zakupiłam  te dwa produkty około 3 miesiące temu w celu naprawienie moich włosów po farbowaniu. Niestety po zmianie koloru z blond na niebieski zaczęły się trochę niszczyć... Pomyślałam więc o kuracji z Etude. :)
Produkty zakupiłam na stronie Azjatycki Zakątek. Mgiełka; 39zł, serum na końcówki: 42zł

Jak pierwsze wrażenia?

Hm Hm.. Moje sianowate po farbowaniu włosy potrzebowały lekkiej odnowy! Postanowiłam więc że skorzystam z tego dwuelementowego zestawu i sprawdzę na sobie czy przyniesie to rezultat.
Produkty nakładam od razu po umyciu włosów- czyli co 2 lub 3 dni.
Czy zauważyłam poprawę? 
Szczerze? Nie koniecznie...
Ale! Warto przyjrzeć się każdemu produktowi z osobna :)

Etude House Silk Scarf Moist Hair Mist

Co obiecuje producent?
Że włosy nie będą się elektryzować, będą gładkie i jedwabiste, lśniące i będą miały piękny kwiatowy zapach. 
Na swoich włosach zauważyłam tylko to ostatnie... Po zastosowaniu mgiełki nie były jakoś szczególnie delikatne czy też nawilżone. Były po prostu ładnie pachnące. Oczywiście aby było jak najbardziej obiektywnie staram się w jednym myciu nie używać odżywki na włosy, a w drugim używać, ale efekt jest ten sam- po prostu pachną kwiatowo. Wydaje mi się, że najbardziej wyczuwalna jest wiśnia, choć z tego co wiem nie ma ekstraktu jej w produkcie :P Ale no cóż, czy to ten czy inny kwiat zapach jest delikatny, nienachalny i przyjemny. Trzeba przyznać, że utrzymuje się dość długo. Jak mam cały dzień spięte włosy, a po powrocie do domu rozplatam swój zacny warkocz, czuję zapach mgiełki dość intensywnie. Także w tej dziedzinie mnie nie zawiódł. A w reszcie? No cóż...
Rozpatrując też inne aspekty, to muszą przyznać, że opakowanie ma jeden jak i drugi produkt niezmiernie uroczy. Taki słodziutki i różowiutki *.* I te piękne kwiaty ozdabiające całe opakowanie! Na prawdę tu sie postarali o wygląd produktu.
Zaś jeżeli mowa o aplikatorze- mamy psikadełko. Zdejmujemy pokrywkę i naciskając na aplikator wylatuje jednym psiknięciem ilość która starczy na połowę włosów. Jednak żeby pokryć nie tylko te włosy na wierzchu, a także te w środku, trzeba trochę tego zużyć. Przez co według mnie mgiełka  traci na wydajności. :((

Etude House Silk Scarf Repair Hair Essence

Tutaj spotykamy się z olejkiem na końcówki do włosów. I muszę przyznać, że sprawa się ma tak samo jak w poprzednim produkcie. Czyli- zapach jest wyczuwalny, ale innych efektów nie widać prawie w ogóle.
Moje końcówki wyglądają tak samo jak przed użyciem. Może troszeczkę bardziej się świecą :)
Jeżeli chodzi o aplikator to jest banalnie prosty w użyciu. Zdejmujemy pokrywkę, naciskamy na aplikator i wylatuje nam jedna porcja serum, która faktycznie spokojnie starcza na całe włosy. Sprawia to, że produkt staje się dość wydajny, co w sumie jest jego wielkim plusem. Od kiedy go mam (czyli raptem 3 miesiące) zużyłam moooże połowę. Widać długo mi posłuży. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby miał tylko troszkę lepsze efekty :P

Kiedy stosujemy?

Zalecam stosować po umyciu włosów, które potem w naturalny sposób wyschną. Jeżeli macie trochę czasu i wiecie, że w najbliższym czasie nigdzie nie wychodzicie, oszczędźcie trochę swoje włosy i nie poddawajcie jest działaniu wysokiej temperatury . To często zbędny zabieg uszkadzający nasze włosy.
Napisałam wcześniej, że radzę stosować na suchych włosach. Nie bez powodu oczywiście! Z moim doświadczeń wynikało, że jeżeli na umyte włosy i już suche nałożymy produkty, efekt jest bardziej namacalny. Zapach się dłużej trzema i nawet od czasu do czasu widać jakby włosy bardziej lśniły. Gdy zastosowałam to samo na świeżo umytych włosach, to olejek spływał wraz z wodą po włosach, a po mgiełce jakby nie było ani śladu! Spróbowałam też te czynności na włosach umytych dzień lub dwa dni temu. Efekt był dość dziwny... O ile zapachu nie wyczuwałam w ogóle, to po serum zauważyłam, że niektóre rozdwojone końcówki się zaczęły "zlepiać" . Po umyciu włosów nie widzę żadnych rozdwojonych końcówek, za to na drugi dzień już się pojawiają. Także widać, że serum chyba dobrze zastosować kiedy widzimy, że są one rozdwojone, ale niestety efekt trzyma się naprawdę krótko...


Dla kogo polecam?

Dla osób które nie mają mocno zniszczonych włosów i chcą je tylko " podpielęgnować" a nie odbudować w całości niemalże.
Polecam te produkty również osobą które mają problem z tym, że ich włosy nie mają zapachu w ogóle, albo mają- ale niezbyt przyjemny. Jednak odradzałabym stosować to np; po ognisku. Stworzyłoby to raczej bardzo oryginalną konsystencje zapachów pięknych i delikatnych kwiatów i soczystej, tłustej kiełbaski która lekko zalatuje dymem...

Czy polecam?

Szczerze mówiąc to raczej nie. Zawiodłam się na tym produkcie i nie kupiłabym go ponownie. Te kosmetyki są zbyt lekkie by móc zdziałać coś więcej niż dać tylko ładny zapach. Mimo wszystko stosuje je nadal, ponieważ liczę iż może efekt zauważę po jakimś czasie, choć.. Ile można? Kupiłam to 3 miesiące temu i trochę już tego zużyłam, a efekty dalej są mierne.
Mam wiarę w te kosmetyki jednak ponownie nie skusze się na nie, ani raczej nie polecę je swoim najbliższym.
O ile cena za nie, nie jest jakaś zła, to uważam że jednak powinny przynosić większe efekty. Ze wszystkich obietnic producenta spełniona została tylko jedna- zapach. Także nie powiem- trochę nawalili.
Przyznam się szczerzę, że czytałam też opinie innych blogerek i vlogerek na temat tego produktu i sporo z nich miało takie samo zdanie jak moje; spodziewały się czegoś więcej. Ostatecznie się jednak zawiodły na jednym lub drugim produkcie.
Także mam nadzieję, że te opinia pomoże komuś z Was w decyzji, czy kupić ten mini zestaw, czy też nie.

Podsumowując

Etude House Silk Scarf Moist Hair Mist

1.Cena: nie wymagająca

2. Dostępność: średnia, trudno na innej stronie go znaleźć

3. Wydajność: niestety niezbyt dobra. Trzeba dużo produktu zastosować by pokryć całe włosy, a nie tylko te z zewnątrz

4. Efekt: Słaby

5. Zapach: przecudny! *.*

6. Opakowanie: urocze 

7.  Aplikowanie: proste

8. Częstotliwość stosowania: po każdym umyciu na suche włosy

Ogólna ocena: 2/10

 Etude House Silk Scarf Repair Hair Essence

 1. Cena; nie wymagająca

2. Dostępność: średnia

3. Wydajność: dobra. Jedno naduszenie na aplikator wydaje tyle serum ile jest potrzebne na pokrycie całych końcówek

4. Efekt: umiarkowany

5. Zapach: przecudny!

6. Opakowanie: urocze 

7. Aplikowanie: proste

8. Częstotliwość stosowania: po każdym umyciu na suche włosy

Ogólna ocena: 3/10

Czy też macie może ten produkt i Wasza opinia jest podobna? Jeżeli macie do polecenia jakieś ciekawe produkty do wypróbowania do pielęgnacji włosów- zapraszam do komentowania!

 

piątek, 21 października 2016

Maseczka pogrubiająca skórę? Czy to możliwe? Czas na Sidmool i miodową maseczke!

Sidmool- pogrubiająca koreańska maseczka

Maseczkę tą, zakupiłam gdzieś 1,5 miesiąca temu, ze strony Azjatyckibazar.com za 128 zł. Ogółem za tą cenę dostajemy dwa opakowania tego 40-mililitrowego cuda, ale jedną oddałam mamie xD Choć jak przyjeżdżam do domu na weekend to też z niej korzystam :)
Maseczkę nakłada się wieczorem- choć polecam o 22- i zmywa się dopiero rano. Zalecana jest systematyczność w stosowaniu tego produktu. Ja używam go co 2 dni i już po tygodniu widać rezultaty ;)

Co to za maseczka? Co ona ma robić?

Maseczka zawiera czynnik wzrostu skóry- EGF, IGF, FGF. No ale..co mówią nam te nazwy? Co one robią? Już lecę z pomocą!
EGF- inicjuje powstawanie kolagenu dzięki fibroblastom. Dzięki temu nasza skóra stanie się bardziej sprężysta i elastyczna
FGF- odgrywa ważną rolę w procesie proliferacji- czyli procesu umożliwiającego namnażanie komórek. Wiadomo, że im więcej tego będzie tym szybciej i tym więcej powstanie nowych komórek an naszej skórze. Daje nam to możliwość do szybszego gojenia się ran, blizn. Ostatecznie więc pogrubia to naszą cerę i ułatwia gojenie się ran
IGF- jest to kolejny czynnik wzrostowy wzmagający produkcje kolagenu
Maseczka całonocna Sidmool ma za zadanie w skrócie pogrubić nasza cerę, sprawić by stała się bardziej elastyczna i sprężysta.

 

 Ale dlaczego nocna maseczka, a nie dzienna?

W nocy nasze komórki przechodzą proces odnowy. A uściślając- największa intensywność odnowy zaczyna się po 22, dlatego najlepiej o tej porze jest kłaść maseczkę, aby przyniosła jak największe rezultaty. Około 2 w nocy nasza skóra zaczyna swoją detoksykacje- sama oczyszcza się z toksyn, usuwając je, zaś około 3- nasza temperatura wzrasta, naczynia krwionośne rozszerzają się, przez co są bliżej naszej skóry (bliżej świata zewnętrznego)- ułatwia to wymianę gazową, przez co ostatecznie nasza skóra jest bardziej dotleniona. Czy to nie dobry czas by pomóc naszej ukochanej skórze? Maseczki całonocne są bardzo praktyczne same w sobie, a co dopiero mówimy o tych co pomagają nam odnawiać komórki i wzmagają produkcje kolagenu? Ta maseczka stosowana za dnia nie przyniosłaby takich efektów jak w nocy, z wyżej wymienionych przeze mnie powodów. My nie możemy zmienić procesów zbytnio, za to my możemy do tych procesów się dostosować. Także uważam że stosowanie tej maseczki o tej porze a nie innej przyniesie szybko widoczne rezultaty. :)

Czy widać zmiany?

Od razu mówię- nie! Nie widać żadnych zmian- te zmiany się po prostu czuje!
Moja skóra po regularnym stosowaniu (co drugi dzień) stała się bardziej elastyczna, sprężysta. Może sam efekt jak się o tym pisze nie jest jakiś zniewalający, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że jakość mojej cery poprawiła się niezmiernie. My zawsze patrzymy tylko na wygląd skóry...ale jak ona ma wyglądać DŁUGO dobrze, skoro jej jakość jest mizerna? 
Możemy mieć ciało modelki, ale żywiąc się śmieciowym jedzeniem szybko podupadniemy na zdrowiu, możemy mieć piękne włosy, ale słabą strukturę- gwarantuje że te włosy nam prędzej wypadną. Tak samo jest w tym przypadku- może cera wyglądać pięknie, ale nie mieć stabilnych fundamentów- szybko pojawią wam się zmarszczki, a jakiekolwiek rany będą goić się tygodniami..

Dla kogo polecam?

Dla osób które widzą, że ich skóra jest mało sprężysta i elastyczna. Tak na marginesie..jak to sprawdzić?
Kładziemy palec na paliczku, tak by "zatapiał" się w skórze. Pomalutku staramy się zdjąć palec po krótkim czasie i w momencie gdy czujemy, że nasza skóra sama odpycha nasz paluch- nasza skóra jest elastyczna. Gdy nie czujemy żadnego oporu ze strony skóry- mamy problem, nasza skóra nie jest w ogóle elastyczna! Warto sprawdzić wiec jakość naszej cery pod tym kątem.:)
Wracając- polecam to także osobą które nie tylko mają już pierwsze zmarszczki, ale i podejrzewają że zaraz mogą je mieć, ponieważ ich cera " nie jest tak dobra jak kiedyś". 
W sumie..walczę też niestety z trądzikiem i zauważyłam, że rany po tym szybciej mi się goją. A jak mam wybierać nieprzyjemnie wyglądające zaczerwienienie przez 2 tygodnie, a przez niecały tydzień..No, same już wiecie :)

Podsumowując:

1. Cena- 128zł bardzo wysoka, ale na e-bay kosztuje o wiele mniej

2. Dostępność- bardzo słaba, nigdzie nie mogłam jej dostać

3. Wydajność-  duża, zużyłam około 1/4 jednej tubki po dość długim stosowaniu

4. Efektywność- zauważalna po tygodniu stosowania co dwa dni

5. Dla kogo: dla osób zmagających się ze starzeniem się; nie mającej elastycznej skóry

6. Opakowanie- przecudowne! Małe, wszędzie się mieści bez problemu.

7. Aplikacja- wyciska się z tubki bez problemu

8.  Konsystencja- leista, raczej rzadka i bezbarwna

9. Czy kupiłam bym drugi raz- myślę że tak, jednak lubię próbować coraz to nowych rzeczy, więc trudno powiedzieć

Czy wy też stosowałyście tą maseczkę, albo macie do polecenia jakąś z czynnikiem wzrostu skóry?



czwartek, 22 września 2016

Skin 79 i żel usuwający martwy naskórek

Tym razem coś ze skin 79!

Jeżeli chcecie nałożyć, czy makijaż, czy krem pielęgnujący, maseczkę, warto by wcześniej nasza skóra była odpowiednio oczyszczona. Stosujemy wtedy żele, pilingi, toniki, płyny micelarne i inne gadżety. Ale czy one wystarcza by pokonać naszą warstwę martwego naskórka na twarzy? Raczej nie. Dlatego warto zaopatrzyć się w piling usuwający ów naskórek.

Dlatego też zakupiłam taki żel z firmy Skin79. Na szczęście ta marka ma swój sklep także normalnie dostępny w Polsce, więc skorzystałam z tego i zakupiłam ten produkt za 49 zł. Myślę że to dość niewielka cena, zważywszy że płacę aż za 100ml.
To adres do strony gdzie kupił produkt:
http://www.skin79-sklep.pl/produkt/73705-skin79-crystal-peeling-gel-100-ml-hit-!.html

Jakie tam mamy magiczne składniki ?

Celuloza odpowiada za usuwanie naskórka
Trehaloza ogranicza degradacje nienasyconych kwasów tłuszczowych
Kwas hialuronowy nawilża skórę
Ekstrakt z jabłka chroni przed środowiskiem zewnętrznym

Jak to co piszą ma się do rzeczywistości?

Powiem tak- napisane jest od dystrybutora, że nakładamy go na suchą skórę, ja zaś widzę, że gdy nałożę żel na suchutką buzie to mi się to w ogóle nie chce kulkować, a cera potem zaś mnie boli ;/ dosłownie leciutko skraplam buzię wodą, poczekam aż wsiąknie i na lekką wilgotną buzie nakładam żel. Czas aż się produkt skulkuje jest krótszy, cera mniej szczypie, to do tego w porównaniu ze suchą skórą, usuwa się więcej martwego naskórka. 
Dodatkowo cera po zastosowaniu pilingu jest bardziej gładka, lśniąca i wydaje się bielsza- z czego się niezmiernie cieszę!
Jest w sumie jeszcze jedna ważna rzecz: napisane jest by zmyć to ciepłą wodą i owszem zgodzę się że wiedzą oni pewnie lepiej ode mnie, ale czy warto po oczyszczaniu twarzy rozszerzać pory aby się zapełniły jeszcze bardziej? Osobiście wolę skroplić buzię ciepłą wodą aby się pory otworzyły, nałożyć żel na lekką wilgotną skórę i zmyć ZIMNĄ wodą aby pory zamknąć. Kiedy one są otworzone to cały brud, łój i pot leci do nich od razu. Także ja polecam ten sposób, ale wiadomo- zrobicie jak uważacie :)
Warto wspomnieć też, że gdy zrobię piling i nałożę potem maseczkę, widzę że wszystko od razu łatwiej i szybciej się wchłania, niż gdy tego nie zrobię. Minus jednak że żelu można używać dwa razy w tygodniu a maseczki stosuję częściej ;/ No ale nie może być idealnie, bo było by nudno :P

Czy polecam?

Zdecydowanie tak! Czuć od razu po tym taką świeżość i wiem że moja skóra jest na prawdę czysta, a nie że mi się tylko tak wydaję. Cena jest przystępna, produkt łatwo znaleźć, starcza na bardzo długo- czegóż więcej chcieć?
Jest tylko jedno małe ale.. Moje koleżanki mają z innych koreańskich marek żele usuwające martwy naskórek i muszę przyznać, że gdy porównałam je ze sobą, no niestety ale mój wypadł tak średnio dobrze. Wywiązuje się co prawda z obowiązku- usuwa naskórek, ale nie z taką intensywnością z jaką bym się spodziewała. Mimo to wystarczy mi to tak jak jest i przyznam, że jestem zadowolona z produktu :)

A jak się sprawdzają Wasze  żele usuwające martwy naskórek? A może macie jakiś do polecenia?

  


sobota, 10 września 2016

Cóż to za krem z łożyskiem?

Firma Mizon i ich łożyskowy krem!

Co zapewnia nam producent?

Krem firmy Mizon z ekstraktem z łożyska ma zapewnić naszej skórze doskonałe nawilżenie i poprawić jędrność naszej cery. Ma także na celu rozjaśnić, odżywić, a także spowolnić efekty starzenia się skóry, czego rezultatem są najczęściej zmarszczki.


Dzięki czemu krem ma dać nam takie efekty?

Łożysko zawiera liczne enzymy, aminokwasy, dzięki czemu ma aktywować takie funkcje fizjologiczne naszej skóry które umożliwiają szybszą odnowę i odbudowę komórek, co ma przyczynić się do zwiększenia elastyczności skóry. Kiedy komórki są częściej wymieniane skóra nasza staje się bardziej miękka. Przy regularnym stosowaniu kosmetyków ten efekt będzie skutkować wygładzeniem zmarszczek i niedopuszczeniem lub zahamowaniem do pojawienia się następnych oznak starości.

My tu gadu gadu...ale co nam mówi skład chemiczny?

Planceta jest tu na czwartym miejscu w składzie, co mówi, że faktycznie jej ilość jest wysoka. Nie płacimy więc za znikomą jej ilość w produkcie :)
Skład(INCI):  Water, Hydrogenated Olive Oil Lauryl Esters, Neopentyl Glycol Diheptanoate, Placental Protein, Dipropylene Glycol, Niacinamide, Hydrogenated C6-14 Olefin Polymers, Glycerin, Butylene Glycol, Peg-100 Stearate, Glyceryl Stearate, Cetearyl Glucoside, Cetearyl Alcohol, Stearic Acid, Cyclomethicone, Tropolone, Ethylhexylglycerin, Dimethicone, Caprylylglycol, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/Vp Copolymer, Decamethyl Cyclopentasiloxane, Trehalose, Sodium Hyaluronate, Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil, Adenosine, Rubus Idaeus (Raspberry) Fruit Extract, Rosa Hybrid Flower Extract, Propylene Glycol, Portulaca Oleracea Extract, Hydrolyzed Extensin, Gentiana Lutea Root Extract, Ethanol, Betula Platyphylla Japonica Juice, Beta-Glucan, Artemisia Absinthium Extract, Arnica Montana Flower Extract, Allantoin, Achillea Millefolium, Extract, Disodium Edta

Pierwsze wrażenie

Na pewno urzekł mnie przyjemny zapach kremu, jego lekka konsystencja i łatwość z jaką się rozprowadza na skórze. Produkt nie jest wielkich rozmiarów więc bez problemu mieści się w mojej kosmetyczce. Biorę go w sumie zawsze do wyjazdu, ponieważ nie tylko zajmuje mało miejsca, ale i jest bardzo wydajny i nadaje się dla mnie na każdą porę roku :)





Dla kogo polecam ten krem?

Dla osób, które mają suchą skórę, skłonną do podrażnień. Można go spokojnie używać z innymi kosmetykami, podkładamy, bazami itp. Jest on bardzo delikatny i raczej nie sprzyja przetłuszczaniu się skóry :)

 

Dla kogo odradzam ten krem?

Szczerze przyznam, że nie ma chyba grupy wiekowej której bym odradzała ten krem. Ponieważ nie ma on żadnych na dłuższą metę szkodliwych produktów (niektóre składniki stosowane długo mogą spowodować różne nieprzyjemne skutki na twarzy, wiem coś o tym:< ), a także krem ten nie ma za zadanie wprowadzić diametralnych zmian w naszej cerze, dzięki czemu zakres odbiorców tego produktu znacznie się zwiększa. Krem nie zawiera jakiś sylikonów czy parabenów przez co jest bezpieczny dla praktycznie każdej skóry. 

Podsumowując

Krem nadaje się praktycznie do każdej cery i dla każdej osoby. Jest intensywnie nawilżający przy czym nie obciąża skóry tak, że po chwili od jego nałożenia nasza skóra się poci, przez co świecimy się niczym latarnia na morzu wskazująca drogę zagubionym statkom.
Krem ten polecam głównie zimą, ponieważ to właśnie wtedy nasza cera potrzebuje szczególnej trosk.
Produkt zakupiłam na tronie asianstore.pl za 78zł. Używam go około miesiąc i ledwo zużyłam ten produkt, ponieważ już jego niewielka ilość wystarczy do idealnego nawilżenia naszej skóry, mówiąc inaczej- jest to wyjątkowo wydajny produkt :)

Czy Wy też macie ten produkt w swojej kolekcji kosmetyków i widzicie podobne rezultaty?  Albo może znacie jakiś inny krem na bazie łożyska który warto polecić?



czwartek, 8 września 2016

It's Skin i ich zestaw kolagenowy

Kolegenowe szaleństwo z It's Skin

Od około 2 miesięcy mam w swoim posiadaniu zestaw kolagenowy firmy It's Skin, który zakupiłam na stronie Beautikon.com za 219zł
   Zestaw zawiera cztery elementy które nakładamy w konkretnej kolejności, zaczynając od Tonera, który ma najlżejszą konsystencje


Następna jest Emulsja


Potem Serum

A na końcu najgęstszy krem.


Kosmetyki te mają łagodny i delikatny zapach, a także lekką konsystencje przez co nie czujemy że na naszej twarzy jest mnóstwo rzeczy. W końcu aby zestaw przyniósł efekty nakładamy po sobie aż 4 kosmetyki! To całkiem sporo, no ale w Azji to jak najbardziej normalne, także nie ma się co obawiać :)

Co do samych kremów, a raczej- ich wyglądu i ich opakowań, to zdecydowanie można powiedzieć że są wyjątkowo masywne. Wszystkie są w szklanych pojemnikach przez co są ciężkie. Dotatkowo o ile krem nie potrzebuje aplikatora, a serum zaś go zawiera, to cóż.. Zdecydowanie w Tonerze i Emulsji ów aplikator by się przydał! Te dwa produkty mają małą dziurkę która umożliwia nam wylanie kolagenowego cuda na dłonie, jednak ze względu na wielkość otworka, to za nim to naleje się na rękę to zdążę obejrzeć od początku "Mode na sukces" -.-
Szczerze powiem, że to jedyny minus tego zestawu.

     Dla kogo te produkty?

No cóż, nie jesteśmy i nie będziemy wiecznie młodzi. Wraz z wiekiem nasza skóra się starzeje i traci na elastyczności. Robi się zapadnięta, wiotka i nieprzyjemna w dotyku. Na starzenie się skóry nie możemy nic poradzić. To czysta biologia- czasu nie oszukasz, ale! Zawsze możemy ów starzenie opóźnić. Między innymi stosowaniem kremów, stosując masaże, dobierając otpowiednią diete i dbać o obecność wysiłku fizycznego  w naszym życiu. Zdecydowanie uważam że ta seria produktów jest jak najbardziej odpowiednia do walki z pierwszymi oznakami starzenia się. 
Polecam więc te produkty osobą które mają już na twarzy lekkie zmarszczki, mają dużo stresu lub spożywają jakiekolwiek wyroby tytoniowe.
 

Moje spostrzeżenia 

Osobiście używam tego już około 2 miesiące i uważam, że produkty są niesamowicie wydajne! Szczególnie jeżeli mówimy o Tonerze i Emulsji. Jednak przyznam, że produkty nie są zużywane podobnie... Serum nie mam już prawie w ogóle,a  wymienionych wcześniej dwóch produktów mam ledwo ponad połowę. Jednak nie jest to na tyle duży minus, że przeszkadza w codziennej pielęgnacji, po prostu serum stosuje stosunkowo mniej, a Emulsji i tonera troszkę więcej.
No ale! Co zauważyłam po dwóch miesiącach stosowania? Że moja cera zdecydowanie stała się bardziej promienna, elastyczna i jędrna. Widać, że tego potrzebowała moja cera, gdyż gdy tylko nałożyłam produkty na skóre wnet ich nie było- tak szybko moja skóra wchłaniała kremy. Teraz widzę, że zaspokoiłam jej potrzeby i produktów stosuje o wiele mniej niż kiedyś.
Zauważyłam też że twarz jest bardziej nawilżona i bardziej miękka w dotyku niż kiedyś, dzięki czemu łatwiej mi się o nią dba, a także współpracuje np. z podkładami i korektorami, gdyż w końcu nie widać suchych skórek które uwydatniają się przez makijaż.

Czy polecam?

Zdecydowanie tak! Jeżeli macie cerę potrzebującą wiele pielęgnacji to uważam, że ten zestaw jest zdecydowanie dobry aby poprawić jakość cery. Nie będzie cera może wyglądała jak u niemowlaka, ale nie o to też w końcu chodzi.. Ma zostać poprawiona jakość cery a nie jej wygląd. Jak chcemy by nasza cera wyglądała promiennie jeżeli jest ona flakowata i wiotka? Automatycznie zaczynają pojawiać się zmarszczki które tylko podkład dodatkowo uwydatnia, zaś gdy cera jest sprężysta i jędrna całokształt naszej twarzy wydaje się o wiele piękniejszy :)
Także serdecznie polecam te produkty, gdyż sama po sobie widzę wspaniałe rezultaty :)

Czy może macie i polecacie jakies inne produkty które poprawiają stan naszej skóry? Jeżeli tak to jestem otwarta na sugestie :)
Zapraszam i do następnego PaPa!