sobota, 12 sierpnia 2017

Mały zestaw z Yasumi i moje przygody


Tak jak już wiecie, gdy idę do kosmetyczki to wybieram się nie gdzie indziej, jak do gabinetu Yasumi w moim mieście rodzinnym. Wybieram akurat ten gabinet ponieważ inspiruje się on japońską pielęgnacją, można tam kupić co prawda polskie produkty, ale również inspirowane azjatycką pielęgnacją i przede wszystkim: miłe i kochane panie które zawsze doradzą i pomogą swoim profesjonalnym okiem.
Już po którejś wizycie z rzędu postanowiłam, że w końcu skuszę się na jakiś produkt. No właśnie.. produkt! A zamiast tego wyszły aż trzy produkty. Jak się one prezentują? Czas się temu przyjrzeć!

Pierwsze wrażenie

Przede wszystkim: skład, skład, skład i jeszcze raz skład. Bardzo ucieszył mnie fakt, gdy sprawdziłam że zarówno żel jak i tonik mają kwas lactobionowy na drugim miejscu. To był jeden z głównych powodów dla których skusiłam się  na te produkty. Tylko, że tutaj tylko dwa produkty są z tym kwasem.. a trzeci? No właśnie, trzeci kupiłam z myślą o mamie gdyż ma skórę naczynkową. Oczywiście też korzystam z tego kremu, ponieważ działa on antybakteryjnie i niweluje cienie pod oczami. Gdy używam tego produktu nie stosuje już bazy z Etude House ponieważ nie chcę mieszać kolorów.
Ale przechodząc do konkretów, spójrzmy teraz osobno na każdy produkt:

Lactobionic Acid Gel

Kosztuje on 89zł, a jego pojemność wynosi 200ml. Jest on bardzo wydajny, jednak zauważyłam dwie rzeczy stosując ten żel. Gdy naciskam na pompkę produkt przedostaje się pod bardzo dużym ciśnieniem przez co wiele razy produkt nie znalazł się na mojej dłoni, a na koszulce. Drugą sprawą jest to, że jedna pompka nie jest wystarczająca do umycia całej buzi, do tego wystarczą dwie pompki. Taki mały szczegół, ale myślę, że warto go tu umieścić :)
Żel jest bardzo delikatny, przyjemny dla skóry, ale na pewno nigdy w życiu nie pozbyłabym się makijażu przy nim. Ma on taką konsystencje i działanie, że jak zapomniałam użyć olejku do demakijażu i umyłam twarz tym produktem, moja buzia wyglądała jakby w ogóle nie została umyta. Dlatego też, stosuje go po całkowitym demakijażu, aby wszystkie substancje mogły być zajęte wchłanianiem się, a nie pozbywaniem się kremu BB. W opisie znajdziecie, że Lactobionic Acid Gel ma za zadanie oczyszczać skórę. Ja jednak po swoim doświadczeniu kompletnie się z tym nie zgodzę.  U mnie on służy jako przedostatni etap mojego oczyszczania ( 1. mycie olejkiem, 2. mycie pianką, 3. mycie żelem 4. mycie tonikiem).
Takie jest moje pierwsze wrażenie co do żelu, ale warto też przyjrzeć się działaniom ów produktu.
Przede wszystkim żel przeznaczony jest dla osób ze skórą naczynkową, wrażliwą i z trądzikiem różowatym. Produkt ma odświeżyć skórę, wyrównać jej koloryt i wygładzić skórę.
Zaś kwas lactobionowy zawarty w żelu ma właściwości antyoksydacyjne i wiążące wod, zapobiega teleangiektazji (czyli rozszerzeniu się naczyń krwionośnych), łagodzi stany zapalne i zapobiega pojawieniu się świądu uczucia pieczenia i dyskomfortu.
Tak się przynajmniej prezentuje ten kosmetyk, zaś jeżeli mówimy o tym, jakie efekty zauważyłam po stosowaniu tego produktu, to na pewno mogę powiedzieć, że skóra po nim jest bardzo delikatna, miękka i dodatkowo zredukował mi uczucie pieczenia. Tak się składa, że swój trądzik leczę Skinorenem, maścią która często powoduje u mnie efekt "ściągania skóry" co objawia się szczypaniem i pieczeniem. Od kiedy używam żelu z Yasumi nie doświadczam już tego uczucia na szczęście, z czego jestem bardzo zadowolona :) Zauważyłam też, że wszystkie stany zapalne jakie mam/miałam są o wiele łagodniejsze niż kiedyś. Ale to domyślam się że jest zasługa zarówno żelu jak i toniku tej samej serii.
Po przemyśleniu stwierdzam, że ten kosmetyk świetnie spełnia swoje funkcje i pod tym względem mnie nie zawiódł. Za to zawiódł mnie pod względem ceny! Kosztuje on na prawdę dużo, a niestety ale produkt jest mało wydajny. Stosuję go od niedawna a obecnie mam około 1/3 całości produktu. Gdyby nie ten fakt, ze spokojem dałabym mu 10/10 ale z racji tej wydajności o ceny, oceniam go na 8/10.
Skład:
AQUA (WATER), LACTOBIONIC ACID, GALACTOARABINIAN, GLYCERIN, XANTHAN GUM, ECTOIN, PHENOXYETHANOL, ETHYLHEXYLGLYCERIN, PEG-40 HYDROGENATED CASTOR OIL, SODIUM HYDROXIDE, TETRASODIUM GLUTAMATE DIACETATE, PARFUM

Lactobionic Acid Toner

Tym razem zamiast żelu, omówimy trochę toner serii z kwasem lactobionowym.
Oba produkty mają takie samo działanie i przeznaczenie, więc zamiast pisać drugi raz to samo opowiem o efektach jakie zauważyłam po stosowaniu tego produktu :)
Sam toner używam już po demakijażu jako ostatni, czwarty etap mojego oczyszczania. Skóra wtedy jest czyściutka, a toner ma za zadanie tylko wchłonąć się i pozwolić działać swoim składnikom. Używam go 2 razy dziennie- rano i wieczorem i zdecydowanie mogę powiedzieć, że skóra po nim jest bardzo stonowana, a efekt ten utrzymuje się przez około pół dnia. Niestety pod tym względem wypadł trochę gorzej, niż toner ze Skinfood Peach Sake, ale i tak jestem z niego zadowolona. Dodatkowo tak jak wspomniałam wcześniej, wszystkie stany zapalne się uspokoiły, a samo leczenie trądziku trwa krócej przy pomocy tych obu kosmetyków. Jednakże  żeby nie było tak słodko- bo muszę coś złego powiedzieć xD- niedługo po kupieniu tego tonera, zepsuł mi się aplikator. A mówiąc niedługo, mam na myśli przy pierwszym stosowaniu. Także za każdym razem jak korzystam z produktu, najpierw muszę całość odkręcić, nałożyć na wacik toner, a dopiero potem przetrzeć tym twarz. Trochę to denerwujące jak tak trzeba ciągle robić, ale nie ma innego wyjścia :P Oczywiście możliwe, że tylko mi się zdarzyło takie wadliwe opakowanie, ale mimo wszystko myślę, że warto o tym wspomnieć.
Jeżeli zaś chodzi o cenę, sprawa wygląda troszkę inaczej. Przede wszystkim 200ml produktu kosztuje nie 89zł a 59zł co już brzmi trochę lepiej. Dodatkowo, toner sam w sobie myślę, że jest o wiele wydajniejszy od żelu. Także nie dosyć że spełnia obietnice to dodatkowo wydajność, cena i pojemność idealnie ze sobą współgrają, co daje łącznie w mojej ocenie 10/10.
Skład:
AQUA (WATER), LACTOBIONIC ACID, GLYCERIN, MALTOOLIGOSYL GLUCOSIDE/ HYDROGENATED STARCH HYDROLYSATE, PHENOXYETHANOL, PEG-40 HYDROGENATED CASTOR OIL, ETHYLHEXYLGLYCERIN, SODIUM HYDROXIDE, TETRASODIUM GLUTAMATE DIACETATE, PARFUM.

Red off Calming Cream

Ręka w połowie posmarowana kremem. Nie widać różnicy...
Tutaj z góry mówię, że trochę pomarudzę. Zaczynając od najgorszego: cena produktu to 125zł za 50ml. Oj tak... aż tyle. Myślałam, że ten kosmetyk bardziej mnie pozytywnie zaskoczy, już nie mówię o sobie, ale bardziej o mojej mamie. Kupiłam go dla niej na urodziny, gdyż zauważyłam, że ma rozszerzone naczynka w okolicy nosa i policzków. Z tą wiedzą, chciałam poszukać dla niej jakiegoś produktu który zajmie się tym problemem. Tak oto natrafiam na Red off Calming Cream. Tu się dałam zgubić: " Hej, jeżeli to tyle kosztuje, to na pewno działa!" Taaa....
Zacznijmy od tego, co obiecuje nam producent:
- krem ma zmniejszyć zaczerwienienia
- uspokoić i wyciszyć skórę
- ma obkurczyć i uszczelnić naczynia krwionośne
- zmniejszyć opuchliznę i cienie pod oczami
- nawilżyć i odżywić
No dobra.. A co z tego się sprawdziło? Jedyne co zauważyłam to to, że cienie pod oczami są niej widoczne, zaś niedoskonałości na prawdę ledwo ( ale to na prawdę, na prawdę ledwo) mniej widoczne. Odcień zieleni na dłoniach wydaje się być bardzo intensywny, jednak jak nałożę na twarz ilość produktu odpowiadającej jednej pompce, nie widzę jakiegokolwiek efektu. Także stosuję dwie, a czasem nawet trzy pompki. To samo też zauważyła moja mama, że jeżeli chce zamaskować swoje naczynka to musi użyć aż trzech pompek. A produkt leci.. i leci.. zatem już wiemy że wydajność ma koszmarnie niską.
Moja matula zauważyła, że zmniejsza się jej poranna opuchlizna na twarz, po zastosowaniu kremu. Ja nie zauważyłam tego efektu, ponieważ nie posiadam takiej dolegliwości.
Co do obkurczenia i uszczelnienia naczyń krwionośnych, niestety nie zauważyłam jakiejkolwiek poprawy  u mamy, zaś efekt nawilżenia, a tym bardziej odświeżenia jest znikomy.
Dobrze zaczęłam, ale źle skończyłam :P No cóż.. nie ma co chwalić niestety, więc zasługuje sobie na taką, a nie inną opinie. Oceniam ten produkt na 3/10. Choć przyznam, że głównym i znaczącym elementem tej oceny, jest stosunek ceny do pojemności i wydajności. Gdyby kosztował nawet te 50zł, wyglądałoby to bardziej przyzwoicie niż przy 125zł.
Skład:
AQUA (WATER), DICAPRYLYL CARBONATE, PROPYLENE GLYCOL, PARAFFINUM LIQUIDUM (MINERALOIL), BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA) BUTTER, CETEARYL ALCOHOL, GLYCERYL STEARATE, PEG-100 STEARATE, PENTYLENE GLYCOL, VITIS VINIFERA (GRAPE) SEED OIL, CAPRYLYL GLYCOL, BISABOLOL, GARCINIA INDICA SEED BUTTER, TRIETHANOLAMINE, CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), CARBOMER, DIPOTASSIUM GLYCYRRHIZATE, CHLORPHENESIN, TETRASODIUM EDTA, TOCOPHERYL ACETATE, DIPROPYLENE GLYCOL, RICINUS COMMUNIS (CASTOR) SEED OIL, GLYCERYL CAPRYLATE, CI 19140 (YELLOW 5), RUSCUS ACULEATUS ROOT EXTRACT, CI 42090(BLUE 1), CI 28440, TOCOPHEROL, ACETYL TETRAPEPTIDE-40

Podsumowanie

Zarówno żel jak i toner Lactobinic Acid przeznaczone są do cery wrażliwej, naczynkowej, z trądzikiem różowatym. Skład jest na prawdę wyśmienity i same produkty w sobie też się świetnie sprawdzają. Tak jak jest napisane, takie też widać rezultaty. Jedyne zastrzeżenie jest do żelu, który jest bardzo mało wydajny i dodatkowo jest aż o 30zł droższy od toneru, który jest nieporównywalnie bardziej wydajny. Poza tym nie mam żadnych uwag. Dlatego też bardzo polecam ten produkt i myślę, że jest duże prawdopodobieństwo, że kupie oba produkty (toner w szczególności). Uważam, że żel i toner mogą być stosowane dla każdego rodzaju skóry. Nie wysuszają, nie przetłuszczają, nie zapychają, są bardzo delikatne, ale skuteczne. Myślę, że będą świetnymi kompanami dla osób zarówno dla suchej i wrażliwej cery, jak i tłustej bądź mieszanej.
Co do kremu Red off to już się wypowiedziałam, myślę że jasno i klarownie. W ogóle nie polecam tego produktu, ani nie kupię go ponownie. Prawie nic z obietnic nie zauważyłam na sobie czy mamie, nie wspominając już o wydajności tego kosmetyku... Jak dla mnie totalne dno.

Ale się rozpisałam intensywnie! Ale jakby nie patrzeć, recenzuje aż 3 produkty, to pewnie też tego zasługa :P
A czy Wy kupowaliście jakieś kosmetyki z Yasumi? Macie może jakieś produkty na czarnej liście, bądź takie które bardzo polecacie? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz