poniedziałek, 30 stycznia 2017

Krem pod oczyska z Sekret Key


Krem pod oczy z Sekret Key? Na prawdę taki zły, jak go opisują?

Przyznam, że bardzo dużo negatywnych opinii słyszałam o tej marce. Że nie spełnia oczekiwań, nie ma rewelacji, nie daje spodziewanych efektów... Mimo to rok temu postanowiłam kupić produkt właśnie tej, besztanej z każdej strony firmy. Warto spróbować uważam jakiego produktu, aby móc w ogóle cokolwiek oceniać, a nie sugerować się tylko i wyłącznie opiniami.
Czy warto było kupić ten krem pod oczy za 29zł w Azjatyckim Zakątku rok temu? Przekonajcie się sami.. :)

Nasze ukochane obietnice, a rzeczywistość

Tak jak widać na powyższym zdjęciu producent obiecuje krem nada delikatności i elastyczność skórze wokół oczu, zrelaksuje te okolice, a także zredukuje zmarszczki. 
Sekret Key Starting Treatment eye cream ma spełniać funkcje tak naprawdę większości kremów pod oczy. Pytanie tylko, czy je spełnia?

Moje spostrzeżenia

Kremu używam już od dłuższego czasu (roku) i nie zużyłam go do końca. Na prawdę trzeba niewiele produktu nałożyć aby zaopatrzyć okolice oczu w ten rewitalizujący krem. Mówiąc wprost- jest niesamowicie wydajny, zważywszy, że używam go dwa razy dziennie. 
Moja skóra pod oczami przed stosowaniem tego kremu była bardzo sucha, szybko robiły mi się kurze zmarszczki od uśmiechania, a o sińcach nie wspomnę.. Gdy zaczęłam używać tego kremu zauważyłam że skóra staje się przyjemniejsza w dotyku, bardziej elastyczna i zostały zredukowane kurze zmarszczki. Także muszę przyznać, że spełnił swoje obietnice, gdyż faktycznie efekty zauważyłam. Dodatkowo fakt, że cena jest niewielka jeszcze bardziej sprawia, że lubię ten produkt!

Jak inne kosmetyki pod oczy?

Miałam kilka kosmetyków pod oczy, które miały mniej więcej podobne zadanie- uelastycznić, zrewitalizować i inne cuda. Jednakże one tylko na chwilę nawilżały mi skórę i nie byłam po nich tak zadowolona. 
Uważam, że krem pod oczy z Secret Key jak na razie jest moim najlepszym jak dotąd kosmetykiem pod oczy. 
Jednakże co z sińcami? i tu niestety jest ten mały minus.. Nie zredukował mi prawię w ogóle worków pod oczami. Czasami może w nieznaczny sposób, jednak od niedawna mam wspaniały produkt który pomaga mi zredukować piękny fioletowy kolor tuż spod moich zielonych oczu! Ale co do tego, napiszę później :)

Podsumowanie

Krem jest na prawdę rewelacyjny i bardzo mi służy. Jest mega wydajny, ma małe opakowanie przez co mogę go wszędzie schować. Jego gęsta konsystencja nie utrudnia nakładania potem ewentualnego korektora, czy podkładu, szybko się wchłania. Jedyny co to jest bezzapachowy, a szkoda, bo lubię jak coś mi ładnie pachnie *.*
 Zdecydowanie polecam Wam ten produkt kochani, chyba że chcecie posiadać krem pod oczy który ma Wam pomóc w walce z ciemnymi sztanami pod oczami. 
 Czy kupię jeszcze raz? Hmm standardowo- lubię testować nowe rzeczy. Jest tyle produktów, że jeżeli coś nie jest oszałamiająco dobre, nie kupię tego znowu. No cóż xD

Ocena

1. Cena: 29zł
2. Dostępność: bardzo kiepska, trudno go znaleźć w polskich sklepach
3. Wydajność: bardzo dobra, zostało mi jeszcze z 15% opakowania
4. Ilość produktu: 30 ml
5. Konsystencja: gęsta
6. Wchłanianie: powoli, ale nie jest źle :)
7. Reakcja innych kosmetyków: nie ma żadnych problemów
8. Zapach: bez zapachu :(
9. Czy polecam? Zdecydowanie tak!

9.5/10

A jak u Was z kosmetykami pod oczy? Macie znacie jakiś, który spełnia w 100% wszystkie Wasze wymagania? :)

środa, 4 stycznia 2017

Yasumi- moje pierwsze spotkanie w salonie kosmetycznym

Salon kosmetyczny Yasumi i moje przygody

Walka z rozszerzonymi porami cały czas stoi w miejscu, pomimo licznych kosmetyków i dołożenia wszelkich starań, aby je zredukować. Jak na razie udało mi się je minimalnie zmniejszyć, ale nie w zadawalający mnie sposób. Dodatkowo pojawiające się gdzieniegdzie przebarwienie nie poprawiają mi jakoś szczególnie samopoczucia, dlatego też postanowiłam udać się do salonu kosmetycznego aby dokonać bardziej drastycznych zabiegów.
A oto moja przygoda...

Pierwsze wrażenie

Żebyście tylko wiedzieli jaka byłam zaskoczona gdy przeszłam przez próg salonu! Wszystko było takie.. takie czyste, przejrzyste, estetyczne.. No miejsce wręcz idealne dla mnie. Wystój mieli jeszcze świąteczny co prawda, jednak było widać, że cały salon prezentuje w sobie nieprzeciętną klasę, która pozytywnie na mnie wpłynęła.
Panie były sympatyczne, uśmiechnięte i od razu dały mi do wypełnienia ankietę, czy nie mam uczuleń, czy mam bądź miałam jakieś choroby które mogą utrudnić zabieg, czy mam implanty XD i inne. Już tym faktem pozytywnie mnie zaskoczyły i sprawiły, że obdarzyłam je dużym zaufaniem.

Konsultacja

Po ogólnym przedstawieniu się poszłyśmy do pokoju zabiegowego i Pani obejrzała mają buzię pod wielką rażącą lampą oceniając mój stan skóry. Powiedziałam, na czym najbardziej mi zależy i co bym chciała uzyskać po czym dobrała do mnie indywidualnie kosmetyki i zabiegi, które mogą spełnić me oczekiwania.

Zabawę czas zacząć!

Jak widać problem z rozszerzonymi porami jak jest tak jest;/
Najpierw umyto mi buzię kwasem salicylowym w pudrze co było ciekawym doświadczeniem. Czułam że moja skóra staje się napięta i wyjątkowo czysta. Następnie użyty został tonik ryżowy, który miał sprawić że skóra stanie się delikatnie bielsza i rozjaśni wszelkie niedoskonałości. Kolejnym etapem był pilling kawitacyjny(oczyszczający skórę twarzy), maska rozpulchniająca, następnie delikatny pilling enzymatyczny i manualne pozbawianie niedoskonałości, czyli inaczej wyciskanie ! Oj bolało nieziemsko, ale na
szczęście po 7min. był już koniec mych mąk i przeszliśmy do mikrodermabrazji- lub prościej, usuwanie martwego naskórka.
Jednym z końcowych etapów zabiegu była  D’arsonvalizacja skóry. Co to jest? Jest to masaż prądami który ma działanie bakteriobójcze i bakteriostatyczne. Zabieg stosowany jest dla osób o cerze tłustej, łojotokowej która miała stosowane np. manualne oczyszczanie twarzy.  
Przyznam szczerze, że gdy kosmetyczka powiedziała mi że będzie mnie traktować prądem nie byłam jakoś szczególnie przestraszona, jednak gdy pierwszy strumień poleciał aż odskoczyłam z fotela XD Dala troszkę za dużą moc i się mega przestraszyłam. Ale czego się nie robi dla urody... Zabieg był kontynuowany i nie był on bolesny, lecz dało się odczuć na początku lekkie i przyjemne ciepło, które następnie zamieniło się w uciążliwe uczucie gorąca. Kosmetyczka na szczęście kończyła D’arsonvalizacja skóry więc mogłam odetchnąć z ulgą :D
Ostatnim zabiegiem było nałożenie maski algowej z dodatkiem ekstraktu z wody ryżowej. Maska ta miała nawilżyć, zwężyć pory i rozjaśnić skórę. Miałam ją na około 20 minut po czym ciepłą wodą zdjęła wszystko i nałożyła na twarzy tonik ryżowy, a na samym już końcu calusieńkiego zabiegu krem azelainowy który był wielkim ewenementem całego rytuału!
Jest to krem który normalizuje, złuszcza, działa przeciwzapalnie i rozjaśniająco, reguluje wydzielanie sebum i ujednolica kolor skóry. Dużo tego prawda? Niestety mala gapa ze mnie i zapomniałam zrobić zdjęcia od razu po zabiegu i wieczorem tego samego dnia, więc nie będziecie w stanie zobaczyć tego jak moja skóra wyglądała po całych zabiegach, ale muszę przyznać, że tak jak nadmiar sebum niezależnie od kosmetyków jakie zastosuje pojawia się po 2 godzinach, tak po tym kremie miałam nos idealnie matowy nawet po 6 godzinach! Na szczęście dostałam próbkę także mogę Wam następnym razem pokazać jego niesamowite działanie :)
Minus jest jeden...CENA. Kosztuje 135zł za 50 ml. Jest on jednak bardzo wydajny ( z tego co powiedziała kosmetyczka) i szybko się wchłania (to już moja uwaga). Także być może za jakiś czas- pewnie dłuższy xD- pojawi się na mojej półce. Mam dziwne przeczucie, że będzie to najlepszy kosmetyk jaki miałam!

Efekty

Koniec końców poza wspaniałymi efektami kremu z kwasem azelainowym nie zauważyłam większej poprawy. Ale jest to jednak mój pierwszy zabieg, także nie spodziewam się nie wiadomo czego. Całość zabiegu trwała około godziny i zapłaciłam za nią 150zł, gdzie gdy dzwoniłam do innych salonów kosmetycznych ten sam zabieg oferowali mi za 200zł. Jeden nawet ogłosił, że 250zł to cena minimalna! Także pod względem pieniężnym bardzo sobie chwalę i jestem zadowolona.
Dodatkową i ważną informacją jest fakt, że ten zabieg nie trzeba wykonywać non stop. Gdybym miała co 3 tygodnie tyle wydawać to bym nie miała co jeść XD, więc opcją którą proponują jest to, że co te 3 tygodnie można zastosować sam zabieg kawitacyjny który kosztuje około 75zł. Jest to już o wiele mniej i utrwali efekt początkowego zabiegu. Jednak wydaje mi się że na przykład 3 czy 4 razy do roku może warto cały ten zabieg przejść jeszcze raz, aby cera wyglądała na świeżą, a wypryski nie pojawiały się tak często i nachalnie jak zazwyczaj.
Rzeczą która mnie zaskoczyła był fakt, że następnego dnia jak się obudziłam miałam trochę niedoskonałości na skórze, które raczej nie powinny się pojawić po takim zabiegu... Bardzo mnie to zezłościło, jednak przypomniałam sobie jedną rzecz... Być kobietą, być kobietą! Niestety nie każdy ma bezproblemowe kobiece dni. U mnie objawia się to wypryskami które są niesamowicie uciążliwe :/. Jednak mój gniew zdał się niepotrzebny, ze względu na to, że tego samego dnia po południu już ich praktycznie nie było! Tak jak szybko się pojawiły, tak szybko zniknęły. Widać działanie bakteriobójcze dało się we znaki. Choć sam fakt pojawienia się ich jest dla mnie niezrozumiały.. Tłumacze to zbliżającymi się kobiecymi dniami, ale nie wiem czy to dobry tok myślenia z mojej strony.. Może Wy macie jakieś pomysły?
Na czole sprawa wygląda trochę lepiej, jednak bez szału

Ostatecznie moja skóra po tym jest znacząco bielsza, milsza w dotyku, jednak problem z porami jak był, tak jest. Mam nadzieję że z następnymi zabiegami ów problem się zmniejszy.

Polecam także zabiegi w salonie Yasumi, nie tylko ze względu na jakość i cenę, ale także ze względu na klasę którą prezentują, sterylność, a także nie można im odmówić sympatii i dobrego podejścia do klientów. :)

Do następnego, PAPA! :)


poniedziałek, 2 stycznia 2017

Podsumowanie 2016 roku

Przypomnijmy sobie...

Sam początek 2016r. nie był dla mnie jakoś specjalnie fascynujący, ponieważ w maju miałam pisać maturę, także musiałam się solidnie do niej przygotowywać rezygnując zarazem często z czasu wolnego, ośmiogodzinnego snu, spotkań ze znajomymi itp. Także do maja miałam mnóstwo stresów, których nie chciałabym więcej powtórzyć, jednak nie pisałam tego końcowego egzaminu "dla zasady", a dlatego, iż chcę się dostać na studia medyczne. Także można śmiało powiedzieć, że matura to był dopiero początek mojej stresowej przygody!
Mówiąc w skrócie- zdałam maturę, w wakacje trochę popracowałam i dostałam się na studia na kierunek Pielęgniarstwa. Przyznam, że na początku nie byłam z tego wszystkiego zadowolona, jednak gdy już zaczęły się pierwsze zajęcia, pierwsze kolokwia, nawiązanie więzi z ludźmi z roku, to uznałam, że jest mi tu dobrze i że przyszła praca pielęgniarki jest na prawdę fascynująca, ciekawa i przede wszystkim- szlachetna. Także mogę tylko powiedzieć, że czeka mnie jeszcze dużo pracy do zakończenia studiów, magistra i specjalizacji. Także trzymajcie kciuki ! :)

Początek bloga

W międzyczasie przypomniały mi się kiedyś słowa pewnej dziewczyny z którą jechałam pociągiem. Z racji że uwielbiam rozmawiać z ludźmi, dużo się o sobie dowiedziałyśmy, i dużo się od siebie nauczyłyśmy... Ta dziewczyna powiedziała mi, że jeżeli lubię pisać, dzielić się z innymi swoimi doświadczeniami (a są one co prawda niewielkie zważywszy na moje lata XD) to powinnam albo założyć bloga, albo utworzyć swój kanał na youtube. Przyznam że myśl o tym, że ktoś ma czytać moje wypociny i w ogóle mnie szczerze przerażała! Ola ( bo tak jej na imię) uznała, że jeżeli mam przestać się rozwijać lub  nie robić tego co chcę bo "co ludzie pomyślą", " a jak mi się nie uda" " a jak coś pójdzie nie tak" to lepiej od razu rzuć szkołę, nie wychodź z domu, nie rozmawiaj z nikim itp. Przekonała mnie, że strach tylko ogranicza moje możliwości i że powinnam robić to co chcę, kocham i  nie ograniczać się, gdyż Świat stoi przede mną otworem.
Koniec końców widzicie efekt mojej rozmowy z tą dziewczyną. Zobaczcie jak zwykła rozmowa z nieznajomą kobietą, która niechcący usiadła obok mnie, a fakt zaczęcia z nią rozmowy był spowodowany tym, że czytała fantastykę!
Ach te przypadki!

Moje pierwsze posty przyznam szczerze że były nieudane :P Dlatego ten to śledził mojego bloga od początku mógł zauważyć, że pierwsze dwa posty zostały całkowicie zmienione! Uznałam, że były one nielogiczne i dziwne, więc chciałam je przekształcić na bardziej przejrzyste i przede wszystkim krótsze.
 Następne recenzje kosmetyków pisałam już bardzie sprawnie, szybko, jednak dalej uważam, że jeszcze czegoś w nich brakuje. Jednak dopiero od niedawna piszę tego bloga, więc mam nadzieję, że jest to kwestia wprawy, którą nabiorę za jakiś czas :)

A jak z kosmetykami na ten rok? Które lepsze, które gorsze?

No właśnie! w końcu to blog o urodzie, także kosmetyki odgrywają  tu główną rolę. Także może czas zrobić małe podsumowanie dotychczasowych kosmetyków!

Zdecydowanie najlepszym kosmetykiem jakie recenzowałam to maseczka całonocna z Sidmoola


Zdecydowanie poprawiła mi się jakość skóry twarzy, stała się bardziej elastyczna i pełna blasku. Cera wygląda zdrowo, co zdecydowanie zauważyli moi rówieśnicy :)
Bez dwóch zdań jest to cudowny kosmetyk warty polecenia 

Za to cóż... nie wszystkie kosmetyki zasłużyły na tak doskonałą opinię jak maska powyżej. Uważam, że  najgorszym kosmetykiem ze wszystkich opisanych w poprzednim roku jest mgiełka do włosów z Etude House. O ile cena nie jest tragiczna to prawie w ogóle nie spełnia obietnic. Zdecydowanie zawiodłam się na tym kosmetyku.

Gdybym miała wyróżnić jeszcze jeden kosmetyk który zasługuje nie tylko na pochwałę, ale i -według mnie- Waszą uwagę jest maska pilingująca ze Skin 79. To zdecydowanie mój ulubieniec jeżeli chodzi o pilingi. Zapach ma orzeźwiający, doskonale zamyka pory i dodatkowo cena jest bardzo korzystna dla naszego portfela :)
My tu gadu gadu, a co z makijażem? Mój makijażowy ulubieniec to Sweet Cotton z Holiki. Ma wspaniałą, delikatną i kremową konsystencje, wtapia się w skórę a jego krycie jest nienaganne- ale nie doskonałe ;) Nie używam go co prawda codziennie, gdyż postanowiłam go stosować na specjalne okazję i na słoneczne i gorące dni.
No cóż moi drodzy, jedyne co Wam jeszcze mogę powiedzieć to to, że życzę Wam udanego i wesołego nowego roku !
Do zobaczenia :)