Pomyślałam, że cały czas tylko piszę i piszę o pielęgnacji, a rzadko mówię o kolorówce. Jakie szminki, podkłady, bronzery... Postanowiłam więc ten post poświęcić przykładowemu "stylizowaniu się" :)
Przyznam, że specjalnie wybrałam na zrobienie tego posta taki moment, w którym moja skóra wygląda dość źle :P (głównie przez słońce i stres egzamionowy ;/,) ponieważ chcę pokazać Wam, jakie krycie mają moje "przeciętne kosmetyki" których używam zazwyczaj. Dodatkowo jeszcze, co da się na pewno zauważyć, kilka dni przed robieniem zdjęć kot mnie podrapał w powiekę xD przez co wygląda ona jak wygląda. Ale za to dzięki temu, też można sprawdzić jak kryje róż z Etude House :D
1. Po kremie z filtrem używam kremu normalizującego z Green Pharmacy
Używam tego kremu, gdyż zazwyczaj kremy z filtrem są dość tłuste, przez co moja skóra się dość intensywnie świeci ;/ Krem troszkę matuję skórę, jednak często i tak muszę po nim na sam koniec użyć dodatkowo pudru permanentnego.
2. Baza Baby Chouse z Etude House SPF 33 PA +++, odcień różowy
Baza ma leciutko różowy kolor który wyrównuje koloryt skóry. Co prawda nie pomaga on na przebarwienia, ale cera po nim bardziej jednolicie wygląda. Produkt ma lekką konsystencje i ma przyjemny, słodki zapach. Bazę kupiłam od jednej dziewczyny z OLX i kosztowało to mnie 33zł
3. Krem BB z Holiki Holiki Sweet Cotton SPF 30 PA ++ 01 Soft Beige
O tym podkładzie już mówiłam, także tylko po skrócie powiem, że krem BB jest bardzo delikatny i lekki, szybko i łatwo się rozprowadza i dobrze dopasowuje się do koloru skóry. Nie ma on mocnego krycia, ale jak dla mnie jest wystarczający :)
4.Korektor Sensique Correcting Palette
Korektor zawiera 4 kolor: biały i żółty stosuje się na cienie pod oczami, zielony neutralizuje czerwone przebarwienia, i beżowy dla nadania twarzy kształtu ( ma ona bardzo jasny odcień i może służyć zarówno do modelowania jak i do rozjaśniania przebarwień). Korektor kupiłam w Rossmanie na 8.99zł. Dobrze się sprawuję, jednakże konsystencje ma on dość lepką i gęstą. Szybko i bez problemu nakłada się go na skórę, jednak jest on bardzo ciężki i rzadko go stosuję- chyba że na cienie pod oczami, tutaj to częściej go używam :P. Warto wspomnieć, że produkt jest dość wydajny, ale nie daje aż tak mocnego efektu jakby się spodziewało. Oczywiście, lekko pomaga w ukryciu różnego rodzaju niedoskonałości. Określiłabym go jako produkt ze średnim kryciem.
5. Czas na różne rozmaitości, czyli: cienie, brązy, róże i rozświetlacze...
1. Jako pierwsze używam czarnej kredki do oczu z Gosha 01 Black in Black. Napis się cały zdarł, więc nie widać skąd produkt. Kredka jest delikatna i łatwo się rozprowadza, jednak nie ma ona intensywnego koloru. Często muszę dwa razy zrobić linię, aby kolor był dość widoczny. Kredka kosztowała 30zł
2. Kredka biała z Essence, którą używam na dolną powiekę. Raczej nie robię zbyt widocznej i mocnej tej kreski, raczej wolę by była ona delikatnie widoczna. Nie pamiętam kompletnie ile ona kosztowała, ale kojarzy mi się, że około 10zł
3. Holika Holika Waterdrop Sparclick Shadow 01 Peach Tok Tok- kolorówka z Holiki którą zdobyłam na e-bay'u jest na prawdę świetna. Jest delikatna, subtelna i nie rzuca się mocno w oczy. Proponowane raczej do delikatnego makijażu. Bardzo dobrze widoczne są drobinki - chyba- brokatu, które utrzymują się cały dzień. Produkt o ile delikatnie się rozprowadza, to sam w sobie jest dość ciężki. Jest faktycznie wodoodporny, nie tak łatwo go zmyć, ale za to, bardzo szybko wchodzi w zmarszczki na powiekach, co daje mu dość sporego minusa, gdyż jak przychodzę do domu, to przyznajmy szczerze- wygląda to trochę dziwnie. Waterdrop Sparclick Shadow kupiłam za 30zł na e-bay'u. Nie pamiętam dokładnie sprzedawcy, ale wiem, że na pewno zamawiałam z Korei :)
4. Blush Bourjois Paris 10 Chataigne Doree- mój ulubiony brązer ze wszystkich jakie obecnie posiadam. Kosztował mnie 37zł- kupiłam go w znajomej drogerii po troszkę niższej cenie. Produkt sam w sobie się dobrze sprawuje. Sprawnie się rozprowadza i jest średnio napigmentowany- zazwyczaj muszę ze 2-3 razy pomalować pędzelkiem wybrane przeze mnie miejsce, aby był dyskretnie widoczny. Również posiada w sobie drobinki brokatu, które się ślicznie mienią w słońcu :)
5. Lioele Carry Me Blusher 01. Cutty Pink . Delikatny róż na policzki z Lioele, który już nie zawiera mieniących się drobinek, a za to nadaje troszeczkę matu. Łatwo się go aplikuje dzięki gąbeczce. Jest bardzo wydajny, mały i ma ładne opakowanie :) Raczej jest bezzapachowy. Ten produkt również zakupiłam przez OLX za 30zł. Lubię osobiście stosować go na sam przód twarzy- gdzieś z 0.5cm od noska. Taki sposób nałożenia różu sprawia, że osoba wygląda młodziej (choć ja i tak wyglądam jak przedszkolak), niewinniej i bardzo uroczo *.*
6. Secret Beam Highlighter Etude House- skromny rozświetlacz kosztujący całe 7,44$ na Jolse. Produkt bardzo mi się podoba, jednak uważam, że jest troszkę aż za bardzo napigmentowany, ponieważ na prawdę, ja tylko trochę ten mój pędzel wsadzę do opakowania, nałożę to co się ostało na skórę, i buzia świeci się niemalże jak choinka! Także jeżeli ktoś zamierza zakupić w przyszłości ten produkt- uważajcie z jego intensywnością!
7. Tint Fresh Cherry Etude House. Kupiłam go na e-bayu za 3.64$ i obecnie posiadam dwa w swojej kolekcji: PK001 Cherry Pink i OR201Cherry Peach. Na ustach mam akurat 001 i jest na prawdę wyjątkowo wydajny. Gdy nałożyłam sobie go testowo na rękę, to nie zliczę, po którym umyciu mi dopiero zszedł kolor. Jest bardzo intensywny- przynajmniej róż- i długo się trzyma. Jedynie tłuste jedzenie może zmyć kolor z tego co zauważyłam.
6. Koniec malowania, teraz czas wyjść z domu!
Oczywiście mówię to żartobliwie. Cieszę się sama z siebie, że nie mam tak że wstydzę lub boję się pokazać bez makijażu na ulicę. Chociażby pokazuje Wam swoją buzię, która kompletnie jest nie w formie.
Chciałam napisać ten post abyście po prostu zobaczyli, jakich kosmetyków przykładowo używam jak gdzieś wychodzę, jednak pomimo tego i tak zachęcam Was do zastanowienia się nad tym, czy bez problemu potrafilibyście pokazać się kompletnie bez make-up'u? Przyznam szczerze, że w gimnazjum i pierwszych dwóch latach liceum właśnie tak myślałam " O kurcze zaraz się spóźnię! A nawet się nie umalowałam.. trudno, jak raz będę troszkę po czasie to się nic nie stanie..." Też tak mieliście? Zorientowałam się, że i malowanie się może być swojego rodzaju uzależnieniem- wolę nie wyjść z domu w ogóle, niż mam wyjść bez makijażu- tak myślałam. Teraz już wiem, że makijaż to fajna, ciekawa i przyjemna rzecz, o której się można sporo dowiedzieć, precyzować, próbować różnych rzeczy, ale właśnie: jest to przyjemność, a nie mój codzienny obowiązek. Wiele razy wychodzę z domu bez niczego jeżeli mam ochotę. Myślę, że od kiedy dla mnie malowanie stało się opcją, a nie przymusem, czuję się o wiele lepiej. Przynajmniej mam mniej nerwów, bo jak wiem, że się zaraz spóźnię, to nie idę się malować tylko szybko biegnę na tramwaj, albo wsiadam do auta!
Ale po co o tym piszę? Bo wiem, że dla mnie to był problem. Stało się to taką kulą u nogi. Tłumaczyłam sobie- ale jeżeli od tego czuje się lepiej, wyglądam też lepiej.. to czemu mam przestać do robić? I tu pojawia się odpowiedź: ponieważ to cało "malowanie się" stało się też moim ograniczeniem. Coś przez co się nie raz spóźniałam, nie raz się denerwowałam. Po pewnym czasie zaczęłam zastanawiać się, czemu tam się dzieję. I myślę, że odpowiedź jest dość prosta: brak pewności siebie i zaakceptowania swojego wyglądu.
Czy też tak miałyście? Jeżeli nie, to na prawdę niezmiernie się cieszę, że macie takie podejście! Pielęgnujcie je całym sercem. Jeżeli jednak same przed sobą przyznacie, że faktycznie makijaż jest to co, bez czego nie potraficie się ruszyć z domu- zastanówcie się, czy nie warto tego zmienić? Nie musi to być od razu głęboki skok, że przychodzicie w 100% bez makijażu, ale np: przyjdzie bez pomalowanych oczu, jednego dnia zaś możecie użyć mniej podkładu, kolejnego jeszcze mniej... I Wy sami i wasze otoczenie przyzwyczai się do tego i prawdopodobnie nawet nie zauważą, że jeszcze tydzień temu była szpachla podkładu na twarzy, a dziś macie tylko puder na twarzy. Chcecie spróbować?
Najważniejsze jest aby czuć się dobrze ze sobą. Jeżeli czujecie się z tym dobrze i nie widzicie problemu: kontynuujcie, jeżeli zaś sami widzicie, że jest to jednak typowe uzależnienie, na prawdę zachęcam szczerze do zrobienia tych małych kroków, które pomogą Wam sprawić, że makijaż to będzie tylko przyjemność i opcja, a nie obowiązek!
Jeżeli spróbowałyście tego sposobu napiszcie, jak Wam to wychodziło, jak się czułyście i czy Wasi rówieśnicy zauważyli zmianę? Myślę, że to będzie ciekawe doświadczenie :) Ja spróbowałam i nie żałuję ! :D